piątek, 8 marca 2013

Trzy wózki

Od dłuższego czasu zdajemy sobie sprawę, że Lia nie daje sobie rady z wózkiem ręcznym i coraz pilniej potrzebuje wózka elektrycznego. Często debatowaliśmy nad wyborem konkretnego modelu. Czytaliśmy strony internetowe i grupy dyskusyjne, przeglądaliśmy Allegro i eBay, pytaliśmy rodziców innych dzieci z SMA.

W końcu w zeszłym tygodniu udało się nam zorganizować duży test wózków elektrycznych. Przedstawiciele szwedzkich firm Permobil i Etac przywieźli w jedno miejsce wszystko, co mieli dla tak małych dzieci, a nasza pani fizjoterapeutka udostępniła salę i służyła poradą.

Trzy wózki przyciągnęły naszą uwagę: znana już Koala, Permobil K300 i Etac Balder. Wszystkie trzy wyglądały fantastycznie, były szybkie i zwrotne. Lia, podekscytowana, tylko przesiadała się z jednego na drugi i z przejęciem śmigała po sali.


My tymczasem razem z panią od fizjoterapii przyglądaliśmy się, czy kręgosłup układa się jej prawidłowo i czy Lia daje radę bezpiecznie kierować, i wywiadywaliśmy się o możliwości każdego wózka. Żeby się potem nie okazało, że siedzenie się nie poszerza albo że oparcie można pochylić tylko przy użyciu kombinerek. Albo że za trzy lata trzeba będzie wydać majątek na większy fotel.

Bo zbliża się pora, żeby wybrać wózek na lata.

Bo kilogramów przybywa i nie można nosić na rękach w nieskończoność.

Bo już coraz mniej lubimy pokazywać się przed innymi u taty i mamy na rękach.

Więc analizujemy opcje.

Koala jest fajna. Idealnie pasuje do Lii. Jest malutka, lekka, zwrotna i jeżdżenie nią to sama frajda. Do tego, jeśli się nauczyć przycisków, fotel umie podnosić się i obniżać. Tyle że Koala nie rośnie i za 3–4 lata trzeba by myśleć o czymś większym.

K300 w zamierzeniu ma wystarczać do wieku 14-18 lat i jest chyba najładniej zaprojektowanym wózkiem na sali. Ruchome siedzenie podnosi się łagodnie i opuszcza niżej niż w innych modelach. Fotel może też samoczynnie przechylać się w przód i w tył, żeby dać plecom odpocząć. „Rośnięcie” fotela jest bardzo proste: wystarczy co kilka lat wymieniać oparcie i poduszkę na większe i kosztuje to grosze. Za to pochylenia oparcia nie daje się wyregulować inaczej niż przy pomocy narzędzi. Do tego panu najwyraźniej nie chciało się zawczasu dopasować wózka i przywiózł egzemplarz z fotelem dla starszych dzieci, w dodatku leworęcznych. Tak że ostatecznie trudno nam było ocenić, czy w ogóle dawał Lii prawidłowe oparcie dla kręgosłupa.

Potężna landara, jaką jest Balder, przyjechała w dwóch wersjach, mało różniących się wagą, ale dość istotnie funkcjami. Podstawa obu jest identyczna: ciężka, masywna, ma służyć również dorosłemu. Do niej mocuje się różne systemy foteli. Lia więcej jeździła w wersji XP, czyli z super fotelikiem firmy R82. Wersja standardowa z kolei ma więcej opcji: elektryczne rozkładanie na płask, leżenie, stawianie pasażera na nogi i nawet wożenie go w pozycji pionowej. Czy przy postępującym zaniku mięśni coś takiego będzie Lii potrzebne, a jeśli tak, to kiedy? Jakże trudno nam to przewidzieć... Na dzień dzisiejszy lepszy i wygodniejszy wydawał się prosty i lekki, ale bardzo konfigurowalny fotelik XP. Poza tym Balder XP jest o jedną trzecią tańszy niż ten ze standardowym siedzeniem i kosztuje praktycznie tyle co Koala...

W przyszłym tygodniu będziemy konsultować nasze obserwacje z fizjoterapeutami i specjalistą od terapii zajęciowej. Okaże się wtedy, czy zbierać będziemy na któryś z tych pojazdów.

A Wam który wózek widzi się najlepiej?