Urzędujemy sobie więc nadal u Dziadków. Ale ponieważ Dziadkowie rezydują za miastem, a my jesteśmy niezmotoryzowane, urzędujemy stacjonarnie. I może z Lią by się nawet jakoś dało autobusem podmiejskim gdzieś dojechać, ale z Wizzybugiem to już zupełnie nie da rady.
Wdzięcznym sercem przyjmujemy więc wszystkie odwiedziny. A tych w ostatnim tygodniu było wiele i gwarno nam tu było i wesoło.
Odwiedził nas najpierw Patryk z Rodzicami. Oczywiście było przymierzanie Wizzybuga i Patryk radził sobie świetnie, a musiał być przy tym bardzo dzielny, bo nieustannie wypadały skądś nasze psy i próbowały go dokładnie obwąchać i ucałować.
Wpadli do nas też mały Franek i Wojtek. Poznaliśmy kolejnych fantastycznych ludzi i od razu było jasne, że chłopaki lubią czerwone samochody :) Kiedy Jaśminka z wojtkową siostrą Olą buszowały w malinach, Wojtek i Franek jeździli na zmianę, a Bajka, nasza spanielka, szalała ze szczęścia widząc tyle dziecięcych łapek apetycznie oblepionych okruszkami ciastek.