Druga wizyta w szpitalu dziecięcym na Great Ormond Street. Tym razem nie widzimy się z nasza panią konsultant od fizjoterapii – wyjechała, jak wielu pracowników oddziału, na konferencję do Birmingham.
Standardowa rozmowa – mówimy, co się zmieniło, co nie. Cieszymy się, że Lia rośnie, ma już równo metr, dużo mówi, śpi lepiej. Niepokoi nas, że ostatnio ma coraz mniejszą ochotę spacerować w chodziku i w ogóle stawać na nogi. (Może to w związku z okresem szybszego wzrostu, jak nam się wydaje?) I to, że nie przybywa na wadze. Wprawdzie 13.9 kg i 25. centyl to jeszcze nie tragedia, ale pół roku temu mniejsza Lia ważyła niemal tyle samo.
Mamy więc od razu spotkanie z dietetyczką i terapeutką mowy (to w sprawie przełykania). Jednak niewiele z tego wynika, bo Lię karmimy już chyba idealnie. Mamy co najwyżej spróbować zwiększyć ilość tłuszczów, zwłaszcza prostych, i konsultować się z dietetykiem z naszego ośrodka.
Mamy też zrobione EKG, wszystko chyba ok. Badań krwi – potasu, witamin – nadal nie chcą wykonać, przebąkują, że za pół roku. Pewnie trzeba będzie zrobić w Warszawie.
Za dwa tygodnie spotkanie z fizjoterapeutką i protetykiem z Great Ormond Street, pewnie będzie skala Hammersmith i kontrola chodzenia w ortezach.
Gdy my dyskutujemy, Lia łapie kredki. Koloruje. Za kilka dni urodziny Królowej i diamentowy jubileusz jej panowania, więc do kolorowania mamy... oto co:
Prawda, że kolorowo?