Jakiś czas temu wpadł nam w oko artykuł o pozytywnym wpływie kurkumy na poziom białka SMN w komórkach. Ot, ciekawostka, pomyśleliśmy, choć była to całkowicie naukowa publikacja w poważnym czasopiśmie.
W ciągu następnych miesięcy buszowania po internecie coraz częściej zauważaliśmy różne doniesienia na temat kurkumy, zwanej też turmerikiem. Że jest to popularna przyprawa w kuchni Azji Południowej to wiedzieliśmy z autopsji. Jednak o tym, że bada się ją jako potencjalne lekarstwo na raka, cukrzycę typu 2, chorobę Alzheimera i schorzenia psychiczne, nie mieliśmy pojęcia. Tymczasem szybki rzut oka na www.clinicaltrials.gov pokazuje kilkadziesiąt trwających prób klinicznych kurkuminy...
Nas zainteresowało to, że kurkuma podobno działa ochronnie na neurony. A i rodzice dzieci z SMA z amerykańskiej listy dyskusyjnej pisali, że ich dzieciaczki miały wyraźnie więcej energii po kurkumie...
Więc zaczęliśmy. Najpierw kapsułki ze sklepów ze zdrową żywnością: "suplement diety". Potem po prostu zwykły żółty proszek kurkumowy z supermarketu. Jogurt grecki, cukier, cynamon, aromat waniliowy i pół łyżeczki turmeriku – i przepyszny "jogurcik z witaminką" gotowy.
Tylko czy jak mała zaczyna rzucać wszystkim dookoła, to od kurkumy, czy taki charakter?
P.S.: Plami to-to tak, że nawet Persil nie pomaga...
P.S. II: Rzeczony artykuł znajduje się tutaj.